Jeszcze do końca listopada trwa tutaj akcja producenta Innocent Smoothies. W ramach tej akcji można wykonać i przesłać na wskazany adres mini czapeczki, które w styczniu pojawią się na butelkach napoju. Z każdej sprzedanej butelki napoju producent przekaże 20 centów dla organizacji Fundusz dla Osób Starszych. Fundacja organizuje zajęcia dla osób starszych i udziela pomocy w kwestiach związanych z mieszkaniem, opieką zdrowotną i prawną itp.
Na stronie producenta można znaleźć kilka wzorów czapek i opis ich wykonania, ale oczywiście każdy może zrobić i ozdobić czapki jak chce. Można też głosować na czapkę tygodnia, a osoba, która przyśle najwięcej czapek dostaje nagrodę specjalną.
Tyle teorii, teraz czapki w praktyce ;)
Tutaj mój i-cord. Chciałabym powiedzieć pierwszy, ale tak naprawdę to drugi. Bo pierwszy nie wyszedł - pierwsze oczko w nowym rządku było za luźne. A żeby było śmieszniej, kiedy zaczęłam szukać informacji, jak to właściwie powinno się robić, dowiedziałam się, że i-cord to skrót od 'idiot cord', bo każdy idiota sobie z nim poradzi:P
Druga czapeczka (i kolejne zresztą też) są zrobione według tego samego wzoru, różnią się tylko kolorami. Jakoś nie chciał mi wyjść pomponik, więc zamiast tego dałam na górę bąbelka (jak w poprzednio pokazywanej czapce).
Następna czapka miała być arcydziełem bo miała być trzykolorowym wzorem Mondriana. I tutaj ukłon w stronę techniki, bo ta niestety mnie zawiodła.
Jak widać znowu robótka zaczęła falować zamiast być płaska. A szybkie spojrzenie na lewą stronę może przyprawić o palpitacje.
Taka plątanina jest naprawdę trudna do opanowania, szczególnie że w niektórych rządkach przeplatają się 4 kolory. Czapeczka jest wykończona, ale jej nie wysłałam, trochę wstyd ;)
Przy okazji powiem, że to co pisałam w którymś z poprzednich postów na temat fair isle nie do końca jest poprawny. A niestety wszystko dlatego, że poza oczkami prawymi i lewymi wszystkiego nauczyłam się sama metodą prób i błędów. Dopiero teraz zanim zacznę coś nowego, sprawdzam sobie jak to powinno się poprawnie robić.
Ale do rzeczy. Do tej pory z dwoma kolorami zawsze robiłam w ten sposób, że na lewej stronie przeplatałam nitki w momencie, kiedy trzeba było zmienić kolor. No i robiłam to naprawdę mocno naciągając nitkę, stąd te pofalowania.
Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to zupełnie niepotrzebne. Nawet jeżeli w jednym rządku zaczyna robić się dziurka w miejscu zmiany kolorów, to po przerobieniu rządku w drugą stronę zauważymy, że dziurka zniknęła. Stosując tą metodę nie musimy się też (tak jak ja poprzednio) martwić o plątanie się nitek. Co więcej, można sprawę jeszcze bardziej uprościć i przyspieszyć, jeżeli nie będziemy przy każdej zmianie kolorów odkładać na bok jedną nitkę i brać drugą. Jest na to kilka sposobów i najlepiej jest je wypróbować, żeby znaleźć ten najlepszy właśnie dla ciebie. U mnie to trochę trwało, ale teraz będę już robić tego rodzaju robótki z oboma nitkami na tym samym palcu. Odpowiednio manipulując lewą ręką (bo tam trzymam nitki) 'nabieram' na drut właściwy kolor. W sprzedaży są podobno specjalne nakładki na palec, które pomagają oddzielać te nitki (mówię podobno, bo jeszcze czegoś takiego nie widziałam). A tutaj przykład tej metody z super pięknym tyłem.
Przy okazji techniki wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, o której dowiedziałam się przez przypadek. Chodzi mi o intarsję czyli technikę, która polega na nieprzeciąganiu nitki za obszarem innego koloru (tak jak opisywałam to do tej pory). Zamiast tego pracuje się z wieloma nitkami, które można zawinąć jak mały motek albo użyć specjalnych 'trzymaczy' (też nie widziałam takiego wynalazku). Czyli np. przerabiając powyższy wzór z serduszkiem moglibyśmy mieć 3 nitki: szarą do przerobienia oczek na prawo od serduszka, czerwoną na serduszko o znowu szarą na oczka na lewo od serduszka. Ponieważ nitki nie idą na całej długości rządka, tylko siedzą w blokach, to żeby uniknąć dziurek, trzeba krzyżować nitki.
Wychodzi na to, że mimo że wcale nie słyszałam o intarsji, to jakimś cudem zmiksowałam tą technikę ze zwykłym przerabianiem fair isle (krzyżowanie nitek i robienie mini - kłębków). Jest to co najmniej dziwne, prawda?
Ale idziemy dalej, bo kolejne czapki czekają ;) Powiem tylko, że te wzorki wymyśliłam już sama.
A to wszystkie czapki razem bez nieszczęsnego Mondrianka ;)
Jednym słowem, fajna akcja, o ile nie zapomnę i będę mieć czas, to za rok też się tym pobawię.
Na stronie producenta można znaleźć kilka wzorów czapek i opis ich wykonania, ale oczywiście każdy może zrobić i ozdobić czapki jak chce. Można też głosować na czapkę tygodnia, a osoba, która przyśle najwięcej czapek dostaje nagrodę specjalną.
Tyle teorii, teraz czapki w praktyce ;)
Zawsze chciałam zrobić taką owocową czapeczkę, i proszę, nie była trudna a efekt w porządku. Ale żeby taką czapeczkę od razu wrzucać do kategorii 'ekspert' ?
Tutaj mój i-cord. Chciałabym powiedzieć pierwszy, ale tak naprawdę to drugi. Bo pierwszy nie wyszedł - pierwsze oczko w nowym rządku było za luźne. A żeby było śmieszniej, kiedy zaczęłam szukać informacji, jak to właściwie powinno się robić, dowiedziałam się, że i-cord to skrót od 'idiot cord', bo każdy idiota sobie z nim poradzi:P
Druga czapeczka (i kolejne zresztą też) są zrobione według tego samego wzoru, różnią się tylko kolorami. Jakoś nie chciał mi wyjść pomponik, więc zamiast tego dałam na górę bąbelka (jak w poprzednio pokazywanej czapce).
Następna czapka miała być arcydziełem bo miała być trzykolorowym wzorem Mondriana. I tutaj ukłon w stronę techniki, bo ta niestety mnie zawiodła.
Jak widać znowu robótka zaczęła falować zamiast być płaska. A szybkie spojrzenie na lewą stronę może przyprawić o palpitacje.
Taka plątanina jest naprawdę trudna do opanowania, szczególnie że w niektórych rządkach przeplatają się 4 kolory. Czapeczka jest wykończona, ale jej nie wysłałam, trochę wstyd ;)
Przy okazji powiem, że to co pisałam w którymś z poprzednich postów na temat fair isle nie do końca jest poprawny. A niestety wszystko dlatego, że poza oczkami prawymi i lewymi wszystkiego nauczyłam się sama metodą prób i błędów. Dopiero teraz zanim zacznę coś nowego, sprawdzam sobie jak to powinno się poprawnie robić.
Ale do rzeczy. Do tej pory z dwoma kolorami zawsze robiłam w ten sposób, że na lewej stronie przeplatałam nitki w momencie, kiedy trzeba było zmienić kolor. No i robiłam to naprawdę mocno naciągając nitkę, stąd te pofalowania.
Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to zupełnie niepotrzebne. Nawet jeżeli w jednym rządku zaczyna robić się dziurka w miejscu zmiany kolorów, to po przerobieniu rządku w drugą stronę zauważymy, że dziurka zniknęła. Stosując tą metodę nie musimy się też (tak jak ja poprzednio) martwić o plątanie się nitek. Co więcej, można sprawę jeszcze bardziej uprościć i przyspieszyć, jeżeli nie będziemy przy każdej zmianie kolorów odkładać na bok jedną nitkę i brać drugą. Jest na to kilka sposobów i najlepiej jest je wypróbować, żeby znaleźć ten najlepszy właśnie dla ciebie. U mnie to trochę trwało, ale teraz będę już robić tego rodzaju robótki z oboma nitkami na tym samym palcu. Odpowiednio manipulując lewą ręką (bo tam trzymam nitki) 'nabieram' na drut właściwy kolor. W sprzedaży są podobno specjalne nakładki na palec, które pomagają oddzielać te nitki (mówię podobno, bo jeszcze czegoś takiego nie widziałam). A tutaj przykład tej metody z super pięknym tyłem.
Przy okazji techniki wspomnę jeszcze o jednej rzeczy, o której dowiedziałam się przez przypadek. Chodzi mi o intarsję czyli technikę, która polega na nieprzeciąganiu nitki za obszarem innego koloru (tak jak opisywałam to do tej pory). Zamiast tego pracuje się z wieloma nitkami, które można zawinąć jak mały motek albo użyć specjalnych 'trzymaczy' (też nie widziałam takiego wynalazku). Czyli np. przerabiając powyższy wzór z serduszkiem moglibyśmy mieć 3 nitki: szarą do przerobienia oczek na prawo od serduszka, czerwoną na serduszko o znowu szarą na oczka na lewo od serduszka. Ponieważ nitki nie idą na całej długości rządka, tylko siedzą w blokach, to żeby uniknąć dziurek, trzeba krzyżować nitki.
Wychodzi na to, że mimo że wcale nie słyszałam o intarsji, to jakimś cudem zmiksowałam tą technikę ze zwykłym przerabianiem fair isle (krzyżowanie nitek i robienie mini - kłębków). Jest to co najmniej dziwne, prawda?
Ale idziemy dalej, bo kolejne czapki czekają ;) Powiem tylko, że te wzorki wymyśliłam już sama.
A to wszystkie czapki razem bez nieszczęsnego Mondrianka ;)
Jednym słowem, fajna akcja, o ile nie zapomnę i będę mieć czas, to za rok też się tym pobawię.













Brak komentarzy:
Prześlij komentarz